Życie moje oddaję

IV Niedziela Wielkanocna, B; Dz 4,8-12; Ps 118,1.8.9.21-23.26.28; 1 J 3,1-2; J 10,14; J 10,11-18; Winnica 26 kwietnia 2015 roku.

Czy wiecie skąd się biorą dzieci?

Na pewno wiecie?

Jak wiecie to wam powiem. Dzieci się biorą z miłości. Mama kocha tatę, tata kocha mamę i wtedy rodzą się dzieci. Mówimy czasem pięknie o dziecku – owoc miłości.

A czy wiecie co to jest miłość?

Na pewno wiecie?

Jak wiecie to wam powiem. Miłość to jest oddanie komuś swojego życia. Bierzesz swoje życie, dajesz komuś i mówisz: „Masz, bierz je, jest twoje.”

A czy wiecie co to jest prawdziwa miłość?

Prawdziwa miłość jest wtedy, gdy ktoś oddaje komuś CAŁE swoje życie. Nie robi rąbanki – to oddaję a tego nie, to ci daję, a to dla mnie jest zbyt cenne. Prawdziwa miłość jest wtedy, gdy ktoś bierze CAŁE swe życie i składa je komuś w darze: „Masz, bierz je, jest twoje w całości, bez żadnych wyjątków.”

A wiecie co to jest szczęśliwa miłość?

Szczęśliwa miłość jest wtedy, gdy komuś oddajesz swoje życie a ten ktoś swoje życie oddaje tobie. Dajesz dar z życia i przyjmujesz dar z życia.

Dlaczego tak zaczynam to kazanie? Przyjrzyjmy się Słowu Bożemu – ile tam dzisiaj jest miłości: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec.” (1J 3,1b) „Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi.” (1J 3,2a) „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce.” (J 10,11) „Życie moje oddaję za owce.” (J 10,15b)

Gdy chcemy znaleźć najprawdziwszą miłość, taką modelową, to patrzmy na Jezusa.

Jezus oddał nam swoje życie. Oddał nam je całe. Wziął życie swoje i dał je nam: „Bierz je, jest twoje. Całe i na zawsze.” Oddał je z miłości.

Ciągle i od nowa. Po raz setny i tysięczny. I ciągle, i do znudzenia – Bóg jest miłością i kocha człowieka. A tego czego pragnie od człowieka to właśnie miłości.

Nie praktykowanie jakiś rytuałów i obrzędów. Nie odprawianie modlitw. Nie zapisanie się do parafii. Nawet nie spełnianie przykazań i „porządne” życie, ale miłość do Boga stanowi sedno chrześcijaństwa.

Chrześcijaństwo to więź miłości i przyjaźni z Bogiem.

Z Bogiem można się spotkać. Z Bogiem można rozmawiać. Boga można poznać. W Bogu można i trzeba się zakochać. Z Bogiem można i trzeba się zaprzyjaźnić.

Weszło to na zupełnie inny poziom od chwili, gdy Bóg stał się człowiekiem. Jezus Chrystus umarł i zmartwychwstał. Skoro zmartwychwstał to żyje.

Żyje!

Jezus to nie historia, to życie. On żyje i swoje życie daje nam.

Ktoś może powiedzieć, że Jezus przecież wstąpił do nieba i „tyle go widzieli”. Tak, wstąpił do nieba i zasiada po prawicy Boga, ale jednocześnie daje i spełnia swoją obietnicę: „Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.” (Mt 28,20b)

Wkrótce wejdziemy w nasze parafialne misje. Zbliżamy się do nich mając przed oczami i w pamięci ikonę: „Jezus z przyjacielem”. Przyjmowaliśmy ją do naszych domów, modliliśmy się przy niej. Wszystko po to, by uświadomić sobie tę jedyną, najważniejszą prawdę – Jezus chce być naszym przyjacielem.

Misje będą miały swoje hasło – zawołanie. Będzie ono krótkie, lapidarne, ale odda dobrze sens tego, o co chodzi w misjach.

Wkrótce w gazecie parafialnej i na plakatach zobaczycie to hasło. Hasło: „Być przyjacielem”. Przyjacielem dla swoich bliskich, ale przede wszystkim być przyjacielem dla Boga.

Stoimy ciągle przed zasadniczym, życiowym wyborem. Jezus jest kamieniem – skałą na której można pewnie budować swoje życie. Jedni jednak, ten kamień ze wzgardą odrzucają a tylko nieliczni go przyjmują czyniąc go kamieniem węgielnym. „Kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym.” (Ps 118,22)

Co ty wybierasz? Bierzesz ten kamień czy odrzucasz?

Misje to czas stawiania takiego pytania i naszych odpowiedzi. Nie tyle deklaracji, co faktów, decyzji. Oby to były dobre decyzje.

I jeszcze jedna myśl związana z misjami.

Patrząc na misje nie możemy widzieć tylko siebie i Jezusa. Ja i Jezus, Jezus i ja. Jest świat wokół, pełen pogubionych ludzi. Niektórzy to nasi krewni, inni to sąsiedzi, jeszcze inni to znajomi.

Niektórzy odeszli bardzo daleko. Niektórym wręcz rozleciało się życie.

Jeśli zastanawiając się nad misjami szukamy komu są one najbardziej potrzebne, to właśnie im.

I tu jest twoje zadanie i odpowiedzialność. Nie wiem jak, bo każda sprawa będzie kompletnie różna. Wiem jedno – mamy o nich walczyć.

Nie ma, w oczach Boga, przegranych ludzi. Nie ma spraw niemożliwych.

Bóg jest Bogiem cudów. Potrzebuje jednak do tego ciebie i mnie.

Nie zwalniajmy się z odpowiedzialności za innych. To także są Boże dzieci. Za nich też Jezus przelewał swoją krew.

Walczmy dobrym słowem, zachętą, przykładem, pomocą w dojechaniu na misje. Walczmy też modlitwą.

W czasie misji, mam nadzieję, że się to uda, kościół będzie otwarty dzień i noc. I w czasie wszystkich dłuższych przerw będzie wystawiony Najświętszy Sakrament, byśmy mogli wołać do Boga nieustannie, za nas, za naszą Parafię, za wszystkich zgubionych grzeszników.

A Bóg nam odpowie cudami.

Cudami powrotów do Boga.

Cudami pojednań w rodzinie.

Przemianą serc nas wszystkich.