Ojciec chrzestny
Święto Chrztu Pańskiego, A; (Iz 42, 1-4. 6-7); (Ps 29 (28), 1b-2. 3ac-4. 3b i 9b-10); (Dz 10, 34-38); Aklamacja (Mk 9, 7); (Mt 3, 13-17); Winnica 8 stycznia 2023.
W niedzielę Chrztu Pańskiego, upamiętniającej chrzest Jezusa w Jordanie mówi się często o sakramencie chrztu.
Właściwsze jednak byłoby mówienie o sakramencie pojednania. To co robił Jan Chrzciciel było bliższe spowiedzi, pokucie, niż chrztowi.
Jednak dzisiaj uczynię wyjątek, bo chciałbym podjąć właśnie temat sakramentu chrztu a dokładnie roli rodziców chrzestnych.
I zacznę od filmu…
Są filmy, które się nie starzeją. Należy do nich „Ojciec chrzestny”. Trudno uwierzyć, że film ten ma już pół wieku. Czy pamiętacie pierwszą scenę? https://youtu.be/FetPfbmy4PY
W ciemnym pokoju ojciec opowiada komuś jak pewien chłopak ze swoim kolegą skrzywdził jego córkę. Chcieli ją upić, wykorzystać, gdy się obroniła dotkliwie ją pobili, złamany nos, pogruchotana szczęka, oszpecona na całe życie.
Chłopcy stanęli przed sądem – trzy lata w zawieszeniu. Gdy wychodzili wolni z sądu uśmiechali się do ojca.
Wtedy ojciec powiedział do swojej żony, że sprawiedliwość będą mieli tylko u Don Corleone.
Następna scena pokazuje do kogo ojciec skrzywdzonej to mówi – właśnie do Don Corleone. Mówi mu potem „niech oni umrą”, mówi „Ojcze Chrzestny” i całuje rękę.
Zobaczcie jaka ważna to funkcja – ojciec chrzestny.
Jeśli ktoś nie zauważył – trochę ironizuję.
Niezbyt często, raczej rzadko, ojciec chrzestny stoi na czele lokalnej mafii. Jednak ta scena z filmu jakoś typicznie przedstawia intencje, które się czasem (czy często) kryją za chrzestnymi rodzicami.
Chodzi o jakieś zespolenie, połączenie, zabezpieczenie, pomoc dla dziecka. I nie ma w tym nic złego, z tym tylko, że brakuje tam miejsca na istotną funkcję ojca i matki chrzestnej.
Zajrzyjmy do obrzędów chrztu. Na początku ksiądz zwraca się do rodziców: „Prosząc o chrzest dla waszego dziecka, przyjmujecie na siebie obowiązek wychowania go w wierze, aby zachowując Boże przykazania, miłowało Boga i bliźniego, jak nas nauczył Jezus Chrystus.”
Potem pyta chrzestnych: „Drodzy chrzestni, czy jesteście gotowi pomagać rodzicom tego dziecka w wypełnianiu ich obowiązku?”
Nie ma tam nic o prezentach, pieniądzach, pomocy, poparciu, załatwianiu czegoś. Jest za to mowa o wierze, o przykazaniach, o miłości Boga i człowieka. Jest o tym, by pomóc chrześniakowi czy chrześniaczce wierzyć, wypełniać przykazania i kochać Boga, kochać człowieka.
To jest rola ojca i matki chrzestnej!
Jak to robić? Być przykładem wiary, przykładem wypełniania przykazań, przykładem miłości. I modlić się!
Zostawmy już dawany przykład. Zadajmy sobie jedynie pytania, jak często modlisz się za swojego chrześniaka, kiedy ostatni raz się modliłeś, czy w ogóle się modlisz za niego, za nią?
Każdy niech będzie sędzią siebie samego, ja sam mam chrześniaczkę, ale mam przekonanie, że bardzo wielu z nas nie zdałoby tego testu.
Nie zdałoby testu ceniąc sobie wielce samą funkcję i tytuł ojca czy matki chrzestnej, choć jest to funkcja wyprana z istoty, istotnie wypaczona.
Warto przywrócić pierwotne znaczenie tego kim winien być ojciec chrzestny, matka chrzestna – Bóg i wiara, przykład i modlitwa!
To tylko wstęp do tego co chcę powiedzieć w tym kazaniu.
Wypaczenia tego kim mają być chrzestni prowadzą do tego, że jest coraz więcej rodzin, które mają kłopoty ze znalezieniem chrzestnych. Kandydaci, widząc społeczne oczekiwania związane z funkcją, widząc perspektywę swoich obciążeń finansowych, próbują uciec przed wyborem.
Dodatkowo są rodziny, które mocno oddaliły się od Boga, wiary, religijnych praktyk. Bywa, że krzyżuje się to z biedą materialną, jakąś niezaradnością, nieumiejętnością.
Tli się w tych rodzinach jakaś wiara, ale słabiutka, bez motywacji, bez mocy i przekonania.
Rezultaty są zapewne różne, ale jeden z nich to nieochrzczone dzieci. Brak chrztu ma zapewne różne przyczyny, ale ja mówię o pewnym konkretnym przypadku – rodzin zaniedbanych religijnie z jednoczesną biedą materialną.
Pozwólcie, że otworzę serce. Mam z tym wszystkim osobisty problem, bo cokolwiek zrobię, będzie źle.
Jeśli rodzina taka poprosi o chrzest to mam dylemat. Czy chrzcić dziecko, często już szkolne, co do którego ma się pewność, że lata całe nie było w kościele, dziecko nie widzi praktykujących rodziców, zapewne chodzi na katechezę w szkole, ale nie ma żadnych wzorców wiary? Chrzcić czy nie chrzcić?
Ochrzcić, zapisać w księdze, z prawdopodobieństwem bliskim pewności, że znowu przez lata nie zobaczę tego dziecka? Czy nie ochrzcić? Postawić pewne wymagania, chcę was widzieć w kościele, zmobilizujcie się, chrzest będzie za trzy miesiące, za pół roku.
Może ktoś się ugnie, ale raczej do dnia chrztu. Bardziej prawdopodobny scenariusz, to „jak nie, to nie”, skoro „proboszcz odstręcza od wiary to dziękujemy”.
Co począć? Jak działać?
Myślę o tych rodzinach, gdy czytam dzisiejsze czytanie: „Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku.” (Iz 42,3)
Te rodziny to nadłamana trzcina, nikły płomyk. Potrzeba delikatności, cierpliwości, dużo miłości… i dużo czasu.
To też są dzieci Boże! Często po przejściach, ze swoimi dramatami i cierpieniami. Niekiedy może ze swojej winy, ale nie jesteśmy tu po to, by sądzić, ale po to, by kochać, by pomagać.
Jak można im pomóc? Znajdując rodziców chrzestnych, ale takich naprawdę od wiary, a nie od wpisania do księgi i ewentualnie prezentów.
Tacy chrzestni, przy mojej pomocy, pośrednictwie, weszliby w życie takiej rodziny. Poznając rodziców, poznając dzieci i zdobywając ich zaufanie, za zgodą rodziców i przy ich prośbie, zajęliby się przygotowaniem dziecka do chrztu.
Tu nie chodzi o jakąś wymyślną katechezę, raczej o to, by zabrać dziecko do kościoła i przy okazji opowiedzieć mu o swojej wierze, pokazać kościół, przeżyć z dzieckiem Mszę Świętą.
To poważne zajęcie, poważne zaangażowanie, wymagające czasu. To nie nie może być raz czy dwa, to powinno potrwać dłużej, powinno także przenieść się na czasy po chrzcie.
Może formalnie rodzice chcieliby w takich osobach widzieć chrzestnych dla swojego dziecka, może wybiorą innych, to nie jest najważniejsze.
Najważniejsze to zatroszczyć się o wiarę takiego dziecka, wiarę tej rodziny. Przewiązać nadłamaną trzcinę, rozpalić tlejący knotek.
Czasami myśląc o misjach lądujemy w Afryce czy Azji. To dobrze, ale potrzeba też odkrycia i zrozumienia, że misje są tutaj, w parafii, na miejscu.
Czy znajdą się takie osoby?
Nie wiem, to bardzo trudne, przełamujące pewne schematy, stereotypy.
Mam jednak przekonanie, że absolutnie konieczne, potrzebne.
Mam też przekonanie, że w ostatecznym rozrachunku będzie to wielką łaską i błogosławieństwem dla tych, którzy podejmą się takiego zadania.
Mam przekonanie, że będzie to wypełnienie misji, którą mamy od Jezusa.
Wiara ma tę właściwość, że gdy dzielimy się nią, ona pomnaża się. Gdy w skąpstwie zatrzymujemy wiarę dla siebie, wiara gnije i zamiera.
Ten tylko zachowa wiarę dla siebie, kto będzie umiał przekazywać ją innym.
Szukam Bożych ojców i Bożych matek dla nieochrzczonych dzieci.