Miłośniku życia!
XXXI niedziela zwykła, C; Mdr 11,22-12,2; Ps 145,1-2.8-11.13-14; 2 Tes 1,11-2,2; J 3,16; Łk 19,1-10; Winnica 3 listopada 2013 roku.
Wśród wielu tytułów Boga, wśród wielu Jego określeń jest jedno przepiękne, które znajdujemy w dzisiejszych czytaniach. W Księdze Mądrości Bóg nazwany jest „miłośnikiem życia” (por. Mdr 11,26).
Dlatego poświęćmy to kazanie na refleksję o życiu. Tym życiu szczególnie, które się poczyna i rodzi. I naszym podejściu do życia. Poświęćmy to kazanie na refleksję o dziecku.
Zacznę jednak od banalnego stwierdzenia, że świat, w którym żyjemy szybko się zmienia.
Oto kilka przykładów. Dawniej misjonarz ruszał okrętem w wielomiesięczną drogę do kraju, gdzie miał pracować. Po latach czasami przychodziły od niego pierwsze wieści.
Dzisiaj najczęściej leci samolotem. Dzwoni, gdy jest na miejscu. Zakłada blog, wrzuca fotki ze swej pracy na facebooka. Pisze maile, rozmawia przez skype.
Ten przykład pokazuje jednak zmiany polegające tylko na pewnym przyspieszeniu. Misjonarz współczesny i jego kolega z XVI wieku różnią się tylko technologią, którą wykorzystują. Mają takie same serce – nieść Chrystusa tym, którzy go nie znają.
Chcę jednak byście zwrócili uwagę na coś innego. Na zmiany polegające na zupełnym odwróceniu porządków.
Oto skromny a raczej nieskromny przykład. Dawniej ciało kobiety było tylko dla męża. Dzisiaj jest ono często także dla innych. Młoda para robi zdjęcia. Fotograf proponuje, by kobieta podniosła suknię i pokazała nogę w pończosze. Ona to robi, mąż zezwala. Fotograf wstawia to na wystawę. Wszyscy się gapią. Wszyscy się cieszą.
Komicznym przykładem, choć absolutnie prawdziwym jest fragment skeczu kabaretu moralnego niepokoju, gdzie ojciec (Robert Górski) odwiedzający syna w mieście wspomina kobiece majtki: „Powiem ci, z tymi majtkami to się teraz tak porobiło, że ja to już tego nie dogonię. Kiedyś, proszę ciebie, to dziewczyny nosiły takie majtki, że żeby tam kawałek tyłka zobaczyć to naprawdę trzeba było te majtki odchylić. A teraz? Żeby majtki zobaczyć to trzeba tam się… (gest szukania). Mówię ci jak jest, nie zmyślam. I żeby to były majtki. A to taki sznurek, takie sznurowadło. Co to jest d… czy but?” Nie pozwolę sobie do dokładne cytowanie.
Zostawmy jednak przemianę garderoby. Zwróćcie uwagę na to jakie sankcje karne padały na was w domu ze strony rodziców – zwracam sie teraz do dorosłych. Słyszeliście wtedy: „Szlaban, nigdzie nie wyjdziesz, żadnego podwórka. Będziesz siedział w domu.” Dzisiaj też są szlabany, ale na komputer, tablet, smartfon. I mówimy: „Koniec siedzenia w swoim pokoju, wyjdź wreszcie na boisko, rusz się gdzieś!”
Świat się zmienia. Naprawdę. I dodam – coraz częściej staje na głowie. Staje na głowie także w odniesieniu do spraw życia, do spraw dziecka.
Na początku może kilka liczb. Dzisiaj w Polsce mamy 6,9 mln dzieci, uczniów.
Mamy też 24,2 mln pracowników.
I mamy 6,8 mln emerytów i rencistów.
A teraz kto kocha ZUS ręka do góry.
Mało kto w Polsce przepada za ZUS-em, ale pokazać chcę teraz prognozę na przyszłość (do 2060 roku) przygotowaną przez tę instytucję . Posłuchajcie uważnie – ja wtedy już żyć prawdopodobnie nie będę, ale młodsi mogą tego doczekać. Wiedzcie zatem co was czeka.
Dzieci, uczniów będzie w 2060 roku tylko 4,4 mln. Pracujących tylko 16,5 mln. Za to emerytów 9,6 mln. Stwórz drugi słupek.
W roku 2060 będzie nas blisko 8 mln mniej. To tak jakby z mapy Polski zniknęły nagle: Warszawa, Kraków, Łódź, Wrocław, Poznań, Trójmiasto, Szczecin, Katowice oraz prawie całe województwo śląskie!
Problem nie polega jedynie na tym, że będzie nas mniej. Problem ważniejszy to proporcje pracujących do niepracujących.
Dzisiaj na 1000 pracujących przypada 270 emerytów. W 2060 roku będzie ich 670.
Moja osobista prognoza jest jeszcze taka, że dodatkowo kilka milionów Polaków ucieknie z tego kraju, gdyż nie zniosą obciążeń podatkowych i składek emerytalnych.
To jest prognoza śmierci.
Sytuacja, gdy małżeństwa mają jedno, dwoje dzieci albo wcale, do tego doprowadzi. A tak jest dokładnie dzisiaj. Polska, jeśli chodzi o dzietność, wśród 224 państw zajmuje 212 pozycję.
To są fakty.
A jaka powinna być odpowiedź na te fakty?
Andrzej Mleczko w jednym ze swoich rysunków pokazał małego chłopczyka, który siedzi na podłodze i igłą dziurawi prezerwatywy. Mama pyta: „Co robisz synku? Dlaczego dziurawisz ojcu prezerwatywy?” Dziecko odpowiada: „Sam nie dam rady utrzymać was na emeryturze”. I dziurawi dalej.
To jest decyzja małego chłopca. A wasza? To pytanie kieruje do tych, którzy zamierzają założyć rodzinę, założyli ją, są młodzi i z natury rzeczy oczekuje się po nich dzieci.
Ile chcecie mieć dzieci? Jedno, dwoje? A może wcale? Przecież jedno paskudne przysłowie mówi: „Kto ma pszczoły, ten ma miód. Kto ma dzieci, ten ma smród”.
Pomyślmy. Dawniej ludzie nawzajem sobie błogosławili: „Niech ci Pan Bóg w dzieciach wynagrodzi.” Życzyli sobie wielu dzieci i tego, żeby to były dobre dzieci.
Dzisiaj świat stanął na głowie. Dzisiaj dziecko to zagrożenie. Przez dziecko, przez dzieci może runąć twoja zawodowa kariera. Dzieci kosztują. Dzieci to kłopot. Dzieci zajmują czas. Dzieci męczą. Wreszcie dochodzimy do myślenia – dziecko twój wróg.
I ma to swoje konsekwencje. Unikajmy tego dziecka, uważajmy, strzeżmy się, zabezpieczmy się. Gdy się pojawi to zabijmy. Nawet takie mogą być konsekwencje.
A Bóg jest miłośnikiem życia. Jezus kochał dzieci, brał je w ramiona, błogosławił. Dzieci to radość, to przyszłość, to życie.
Czasami mówię, że proboszcz przy trzecim dziecku przestaje krzyczeć. Przy czwartym zaczyna chwalić. Uśmiechamy sie przy tym.
Są ludzkie dramaty, że nie można mieć dzieci lub racje, by poprzestać na jednym czy dwojgu. Daleki jestem od oceniania i sądzenia kogokolwiek. Chcę jedynie, byśmy bardziej pokochali dzieci. Bo myślę, że jednak je kochacie. Potraktowali dzieci jako wielki dar i szczęście.
Chciałbym wszystkim młodym życzyć byście stworzyli dobre, szczęśliwe, zamożne i kochające się rodziny, dla których najpiękniejszym zdaniem są słowa: „Będziemy mieli dziecko”.