Znalazłem Dawida
Msza Wieczerzy Pańskiej, Wj 12,1-8.11-14; Ps 116,12-13.15-18; 1Kor 11,23-26; J 13,34; J 13,1-15; Winnica 17 kwietnia 2014 roku.
Człowieka kształtuje życie. To, czego doświadcza, to, kogo spotyka, to, co słyszy i widzi kształtuje jego charakter i rozumienie świata. Nie dzieje się to jednak w ten sposób, że człowiek jest bezwolny a życie pisze po nim to co chce, jak kreda po tablicy. Mogą być takie chwile – zwłaszcza traumatyczne doświadczenia, wypadki, ale generalnie to my sami "zapisujemy notatki" z tych naszych doświadczeń.
Można to zilustrować przykładem uczniów Jezusa. Jednego mieli przez trzy lata nauczyciela, ale jak różne były lekcje, które wzięli. Jeden chciał wsadzać palce w miejsce gwoździ, drugi się zaparł, choć potem zapłakał. Jeszcze inny wytrwał do końca pod krzyżem. Był wreszcie taki, który zdradził i powiesił się.
Dzisiaj, gdy rozpoczynamy świętowanie Paschy, gdy wspominamy ustanowienie Eucharystii i tych, którzy ją sprawują, chcę się podzielić notatkami z mojego życia. Samemu sobie przypomnieć, co kształtowało me życie i powołanie, co było ważne, i co sprawiło, że jestem jaki jestem?
Dzisiaj rano, w katedrach, święcąc oleje, śpiewano psalm: "Znalazłem Dawida, mojego sługę, namaściłem go moim świętym olejem, by ręka moja zawsze przy nim była i umacniało go moje ramię." (Ps 89,21-22)
Bóg znalazł Dawida jako prostego pasterza owiec, najmłodszego wśród braci, z rodziny zamieszkałej w pośledniej miejscowości. Bóg wybrał go po swojemu i ustanowił królem nad Izraelem.
Mnie wybrał jako ucznia liceum, niewierzącego siedemnastolatka, dzielącego czas na grę w kosza i czytanie książek. Wybrał i zaprowadził do seminarium. Potem pomazał mi ręce olejem i uczynił księdzem a przed pięciu prawie laty postawił w Winnicy.
Uwierzyłem w Boga wieczorem 23 sierpnia 1982 roku. Ogarnięty zostałem Bożą obecnością i pociągnięty. Bóg mnie porwał całkowicie wywracając me życie. Zabrał mi koszykówkę, matematykę, historię i dał siebie. Jeśli Bóg jest – to życie człowieka, który to poznaje, wywraca się.
Bardzo szybko po nawróceniu pojawiła się we mnie myśl, by zostać księdzem. Razem z tymi myślami przyszły też rozterki – czy to jest od Boga, czy to na pewno powołanie?
Pomogła mi pewna rozmowa. Ktoś poradził tak: Nie myśl, że będziesz księdzem, któremu wszystko sie udaje, jest autorytetem, porywa tłumy i cieszy się nieposzlakowaną opinią. Pomyśl sobie, że jesteś księdzem niedojdą, że śmieją się z ciebie i nic ci nie wychodzi. Czy wybierasz taką drogę i perspektywę? Wybrałem z łatwością i pokojem w sercu, bo bycie księdzem to nie miała być dla mnie droga kariery i zaspokajania swoich ambicji, ale służenie. Nawet wtedy, gdy ci, którym się służy zlekceważą i oplują. Nie szukałem i nie szukam swojej chwały.
Gdy rozstrzygałem swoje wątpliwości i kształtowałem powołanie (był to rok 1983) przybył w swojej drugiej pielgrzymce do Polski Jan Paweł II. Wtedy powstała bardzo ważna notatka. Stojąc pod wałami Jasnej Góry usłyszałem słowa papieża: "Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali." oraz "To, co kosztuje, właśnie stanowi wartość." [Częstochowa, 18 czerwca 1983, Apel Jasnogórski. Rozważanie wygłoszone do młodzieży]
Trzydzieści jeden lat minęło od tej chwili a mi te słowa dzwonią w uszach, słyszę je cały czas.
Ta lekcja nauczyła mnie tego, że nie robi się niczego pod publikę, by inni zauważyli, pochwalili czy docenili. Nie robi się ze strachu przed oceną. To, co się robi, robi się z wewnątrz, z serca. Serce jest motywem, sędzią a potem nagrodą.
Ta papieska lekcja nauczyła mnie jeszcze tego, by robić wszystko dobrze, by miało to najwyższą jakość. Niezależnie czy to jest remontowanie plebanii, pisanie kazania czy prowadzenie rekolekcji. Ta jakość musi kosztować, trzeba się natrudzić, ale tylko wtedy ma to wartość. To co nic nie kosztuje nie ma żadnej wartości.
I kolejna lekcja – rok później. Lekcja kaznodziejsko – literacka. Byłem już po maturze, papiery złożone w seminarium, kończyły się oazowe rekolekcje.
Ksiądz na kazaniu powiedział: "Trzeba płynąć pod prąd, bo z prądem płyną tylko zdechłe ryby i ścierwo." Było to nawiązanie do słów Zbigniewa Herberta. [Płynie się zawsze do źródeł pod prąd, z prądem płyną śmiecie. Źródło: „Krytyka” nr 8, 1981, s. 39]
Te słowa trafiły mnie między oczy i powiedziałem sobie: nie chcę być zdechłą rybą i nigdy nie będę ścierwem, chcę iść zawsze pod prąd.
Ta lekcja utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie można podnosić ręki tylko dlatego, że wszyscy podnoszą, albo robić coś tylko dlatego, że wszyscy wokół tak robią czy oczekują czegoś. Nie wolno dać sobą manipulować ani dać siebie wykorzystywać.
Jest Bóg i jest moje sumienie. Jest droga, którą trzeba iść, nawet gdy będzie się samemu przeciw wszystkim, nawet, gdy nie będzie to popularne, nawet, gdy zapłaci się wysoką cenę.
Można to streścić tak – są w życiu zasady i trzeba się ich trzymać. Obowiązują one bez względu na okoliczności, własną korzyść i wygodę.
Bóg wybrał Dawida. Namaścił go i postawił jako króla. Dawid był dobrym królem, jest typem zapowiadanego mesjasza. Dawid nie był jednak idealny, znamy jego grzechy. Umiał jednak z tych grzechów powstawać.
Bóg wybrał także mnie i postawił bym służył Kościołowi. Teraz – kościołowi w Winnicy. Nie do mnie należy ocena tej posługi. Każdy z was to ocenia a na koniec oceni Bóg.
W tym miejscu dziękuję tym wszystkim, którzy wspierają mnie w mojej pracy, pomagają i radzą, nadają tej pracy sens. Dziękuję wszystkim, którzy modlą się z mnie. Jestem wdzięczny i mam was w swoim sercu. Chcę jednak jasno powiedzieć, że w tym sercu jest miejsce dla wszystkich. Po prostu – dla wszystkich. I niech to wystarczy.
Każdy prezbiter mniej czy bardziej dzieli losy cierpiącego Sługi Jahwe, cierpiącego Jezusa. Czytamy w ewangelii: "Pamiętajcie na słowo, które do was powiedziałem: Sługa nie jest większy od swego pana. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować." (J 15,20bc)
Nie przyszedłem do Winnicy wić sobie wygodne i ciepłe gniazdko. Nie przyszedłem schlebiać komukolwiek, przymykać oczu na grzech. Daleki jestem od myślenia – ja dam wam święty spokój i wy mi dajcie święty spokój. Proszę wybaczyć – nie umiem tak…
Gdy umrę i stanę przed Bogiem dam sprawę ze swego życia, ale także z odpowiedzialności za was. Czy służyłem wam, czy szanowałem, czy napominałem, czy wzywałem do nawrócenia, czy kochałem?
W wersecie przed ewangelią słyszeliśmy: "Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali, jak Ja was umiłowałem." (J 13,34)
To, co ostatnio się dzieje i spada na mnie nie dotyka mnie tak bardzo jak to, że tak mało jest między wami miłości. Za mało jest między wami miłości.
A Jezus w czasie Ostatniej Wieczerzy, umiłowawszy swoich aż do końca, klęknął przed uczniami i umył im nogi. Potem powiedział: "Dałem wam (…) przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem." (J 13,15)
Dlatego ja za chwilę uklęknę przed wami i umyję wam nogi.
Po co?
Byście potem wy klękali przed sobą i myli sobie nogi.
Dwadzieścia cztery lata temu Bóg pomazał mi ręce olejem. Nie zrobił tego po to, by te ręce pachniały, ale by służyły. Tak jak On służył – my mamy służyć. Tak jak On kochał – my mamy kochać.