Kapłan zamyka usta Bogu
15. Niedziela Zwykła, B; (Am 7, 12-15); (Ps 85 (84), 9ab i 10. 11-12. 13-14); (Ef 1, 3-14); Aklamacja (Ef 1, 17-18); (Mk 6, 7-13); Winnica 11 lipca 2021.
Jedni widzą więcej i lepiej niż inni.
Nie chodzi mi o bystrość oczu, wzroku, ale zrozumienie otaczającej nas rzeczywistości.
Czasami to zrozumienie wynika ze szczególnych talentów analitycznych umysłu, czasami zaś ma ponad naturalne źródło. Krótko mówiąc może to być dar Boga. O kimś takim Pismo Święte mówi „widzący”.
To co widzi widzący jest bezcenne. To jest Boże spojrzenie na daną sprawę. Jednocześnie jest to światło dla naszych decyzji.
To wielkie nieszczęście, gdy ktoś fizycznie traci wzrok. Większym jednak nieszczęściem jest to, gdy widząc co się dzieje, nie rozumiemy tego. Gdy nie rozumiemy, nie mamy szans na mądre decyzje, na mądre życie.
Wydaje mi się, że coś takiego dotyka nasz Kościół.
Z jednej strony odnotowujemy pewne fakty: siedmiu polskich biskupów ukaranych przez Watykan, wokół innych toczy się postępowanie, skandal goni skandal, coraz więcej wrogości i ataków agresji, seminaria pustoszeją na potęgę, młodzież w sporej części poza Kościołem, społeczeństwo na gwałt się laicyzuje.
Są dalej funkcje i urzędy w Kościele, są biskupi, jest prymas, jest przewodniczący episkopatu, nie ma jednak lidera. Nie ma w naszym polskim Kościele niekwestionowanego autorytetu. Nawet papież przestaje być takim autorytetem. Wszystkie autorytety są podważane.
Z drugiej strony życie toczy się dalej. Odprawiamy Msze Święte, spowiadamy, chrzcimy, błogosławimy nowożeńców, chowamy zmarłych, bierzmujemy, przygotowujemy do Pierwszej Komunii, zbieramy tacę, coś tam remontujemy.
A wszystko to zmierza ku jakiejś katastrofie. Nawet ją przeczuwamy, ale nic z tym nie robimy.
Nie robimy zaś, bo widzimy fakty, widzimy pewne puzzle, ale nie składają się one w całość. Nie widzimy całości i nie rozumiemy co się dzieje, dlaczego się dzieje i co z tym robić.
Zwycięża wtedy rutyna, przyzwyczajenie. I dalej spowiadamy, załatwiamy sprawy, odprawiamy pogrzeby.
Nic się nie zmienia a powinno się zmienić mniej więcej wszystko. Tylko nie wiadomo co i nie wiadomo jak.
To wszystko przypomina sytuację, w której pewien wędkarz chodził codziennie nad ulubiony staw łowić ryby. Staw jednak wysechł. On jednak ciągle przychodzi i zarzuca wędkę. I cały czas, to jest najciekawsze, ma nadzieję, że coś złapie. I nawet coś tam kombinuje – przynętę zmienia.
Potrzebujemy w Kościele proroka lub pewnie proroków. Potrzebujemy „widzących”.
Mam przekonanie, że Bóg nie zostawi swojego Kościoła bez swojego światła, bez posłanych „widzących”.
Obawiam się jednak, że może się powtórzyć scenariusz z Betel.
Pierwsze czytanie bez znajomości kontekstu może być mocno nieczytelne. Przybliżmy zatem ten kontekst.
Naród wybrany podzielił się na dwa królestwa. Południe, gdzie była świątynia jerozolimska, i północ. Rzadko żyli w zgodzie, najczęściej wojowali ze sobą.
Nie podobało się królom północy, że ich ludzie idą pielgrzymować do sąsiedniego państwa, do Jerozolimy. Urządzili zatem świątynię w Betel. Była świątynia, był ołtarz, byli kapłani, ofiary, modlitwy, nabożeństwa psalmy. Była nawet cudownie pasująca nazwa – Betel, czyli Dom Boga. I tradycja była, bo było to miejsce, gdzie Jakub śnił swoją drabinę sięgającą nieba.
Po co macie chodzić do Jerozolimy – tu macie wszystko. Możecie się spełniać religijnie na wszystkie sposoby.
I wielki paradoks i dramat tej sytuacji polega na tym, że do sanktuarium w Betel przychodzi „widzący” – prorok Amos. Przychodzi posłany przez Boga.
Przychodzi i co?
Kapłan Amazjasz mówi do niego mniej więcej tak: „zamknij się i spadaj, nie psuj nam nabożeństwa i nastroju”.
Nie poganin, tylko wierzący, nie świecki tylko kapłan, zamyka usta Bogu.
Paradoks, dramat i wielka przewrotność. Służyć Bogu i zamknąć mu usta.
Można spełniając się i wyżywając się religijnie na wszystkie sposoby nie usłyszeć mówiącego do nas Boga. Można z Domu Boga eksmitować Boga.
Dwie drogi, dwie perspektywy stają przed każdym z nas. Droga kapłana Amazjasza i droga proroka Amosa. Jedna i druga droga wije się wokół Boga. Jednak tylko jedna prowadzi do Boga.
Słowo „religia” oznacza więzy.
Jeśli są to więzy łączące ciebie i Boga, to wybrałeś drogę widzącego Amosa.
Jeśli zaś więzy krępują twoje ręce i nogi, jeśli więzy trzymają worek zarzucony na głowę, to wybrałeś drogę ślepego (choć zadowolonego z siebie) Amazjasza.
To więzy i to więzy! To religia i to religia. Wielka jest jednak między nimi różnica.
Jedna tylko droga prowadzi do Boga. Druga wiedzie na manowce.
Na której jesteś drodze? Którą drogę wybierasz? Ku czemu prowadzi cię twoja religijność?
Niech przyjdą widzący a my nie wpychajmy w ich usta knebla i nie zatykajmy swoich uszu. „Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów”. (Ap 2,7a)