Ręce opadają 2.0

XXII Niedziela Zwykła, B; Pwt 4, 1-2. 6-8; Ps 15 (14), 1b-2. 3 i 4b. 4c-5; Jk 1, 17-18. 21b-22. 27; Mk 7, 1-8a. 14-15. 21-23; Winnica 2 września 2018.

Sześć lat temu powiedziałem w tym kościele kazanie zatytułowane „Ręce opadają” (X Niedziela Zwykła, B; Winnica, 10 czerwca 2012 roku). Wyraziłem w nim ogromne trudności jakie napotyka głoszenie Słowa w konfrontacji z pewnym sposobem ludzkiego myślenia, które określiłem mianem „ja tam swoje wiem”.

Jest to postawa kompletnego oporu wobec logiki, siły argumentu, faktów. Całkowita odporność na jakąkolwiek prawdę. Faktycznie ręce opadają.

Problem pozostaje aktualny, ale obecny czas w kościele, to czas, w którym ręce opadają z innego jeszcze powodu. Nie waham się powiedzieć, że poważniejszego. Jest to zgorszenie, które płynie z szeregów duchowieństwa. I nie mówmy, że to Ameryka, że Irlandia, że nas to nie dotyczy.

Oczywiście możemy zaraz rozłożyć wszystko na czynniki pierwsze i udowodnić, że winne są czasy rewolucji seksualnej, coraz bardziej rozpasana kultura, czy raczej jej brak, dostęp do każdej perwersji i zła przez Internet, miałkość i głupota mediów.

I będzie to prawda, ale nie może ona przesłonić faktu, że bardzo wielu księży zawiodło. Ten zawód jest podwójny. Pierwszy to ludzki grzech o wymiarach przestępstwa. Drugi zaś to grzech struktury, niewydolności przełożonych, innych księży, która prowadziła do tuszowania spraw, zamiatania pod dywan i udawania, że nic się nie stało.

Papież Franciszek, w liście do Ludu Bożego pisze: „Ze wstydem i skruchą, jako wspólnota kościelna, przyznajemy, że nie potrafiliśmy być tam, gdzie powinniśmy być, że nie działaliśmy w porę, rozpoznając rozmiary i powagę szkody spowodowanej w tak wielu ludzkich istnieniach. Zlekceważyliśmy i opuściliśmy maluczkich.”

I cytuje słowa ówczesnego kardynała Ratzingera, który już w 2005 roku, podczas Drogi Krzyżowej w Koloseum głośno powiedział: „Ile brudu jest w Kościele, i to właśnie wśród tych, którzy poprzez kapłaństwo powinni należeć całkowicie do Niego! Ileż pychy i samouwielbienia!”

Nigdy nie będzie bezgrzesznych księży. Nawet jeśli będą święci to pozostaną grzesznikami. Chodzi jednak o taki wymiar grzechu, który staje się przestępstwem. I na to nie może być przyzwolenia, potrzebuje to zawsze stanowczej reakcji wspólnoty Kościoła i przełożonych.

Wchodzimy w wielki kryzys Kościoła w Polsce. Skandale i powolny, ale systematyczny spadek religijnych praktyk, spadek liczby powołań kapłańskich i zakonnych.

W Dzierżeninie był wikary i już nie ma – nie ma księży. W Pieścirogach był wikary i już nie ma – nie ma księży. Przedwczoraj na spotkaniu katechetów Ksiądz Biskup dzielił się nowym bólem – trzech księży odeszło z kapłaństwa. A to oznacza kolejne trzy dziury w parafiach gdzie pracowali. Duża parafia, gdzie było czterech księży zostaje z proboszczem po udarze i z dwoma wikariuszami. Co krok braki i problemy.

Przed tygodniem na spotkaniu księży jeden z nich rzucił tezę: „Uważam, że każdy ksiądz ma nerwicę”. Może tak, może nie, trudno to zbadać. Jednak są fakty, których nie można zbagatelizować, choćby problemy alkoholowe niektórych księży. Nie bierze się to z powietrza.

Za jakiś czas przyjdą kolejne uderzenia, kolejne informacje – prawdziwe albo wyssane z palca. Zobaczymy kolejny film, w którym KAŻDY ksiądz jest albo pedofilem, albo pijakiem, albo tylko łupi kasę a jedyny uczciwy to ten, co ma dziecko z gospodynią i odchodzi z kapłaństwa.

Fałsz tego obrazu nie polega na tym, że tego nie ma w Kościele. Fałsz polega na tym, że widzimy tylko to i nie spotkamy nikogo normalnego.

Wielu jednak powie potem – widziałem sam, na własne oczy. I wyleją się kolejne wiadra żółci i hejtu. I co będzie?

Jeśli komuś się wydaje, że księża zbudowani są z kwasoodpornej stali i tytanu, że są niezniszczalni, nieśmiertelni i odporni na wszystko, to jest w błędzie.

Wielu padnie – jeden się zapije, drugi rozchoruje ze zgryzoty i stresu, trzeci trzaśnie drzwiami. A maturzysta, który usłyszy w sercu głos powołania usłyszy też od rodzonej matki, że jak TAM pójdziesz to ja sobie życie odbiorę.

Najgorsza będzie jednak czwarta droga. To droga księży, którzy się wyizolują, zamkną, odpuszczą wszystko i wszystkich. Będą trzeźwi, skromni i nienaganni, ale zrezygnują z wszelkich wysiłków, wszelkich konfrontacji, wszelkich trudnych sytuacji.

Zejdą z linii ognia i wijąc własne gniazdko odnajdą fałszywy pokój w zgniłym konformizmie. Trzeba odprawić, to się odprawi, trzeba pochować to się pochowa, trzeba oddać ślub to się odda. Neutralnie, kulturalnie i bezpłciowo. Ja was zostawię w spokoju ale i wy dajcie mi święty spokój.

Zawsze będzie jeszcze trochę grosza, by żyć z tego. Jakiś dach nad głową, węgiel na zimę i duży telewizor.

Potem się zestarzeją i umrą. Ostatni zgasi światło. Nowych nie będzie. Wierni się rozejdą. I koniec Kościoła w Polsce.

Tak może być, ale tak nie będzie, wierzę w to.

Mamy kryzys, to niewątpliwe, ale pamiętajmy, że kryzys może być szansą. Kryzys to rozstrzygnięcie i poznanie prawdy, nawet jeśli ta prawda jest bolesna i trudna. Mówi się, że przyjaciół poznaje się w biedzie. Zapewne tak, ale też Kościół poznaje się w biedzie.

Może jeszcze wielu księży powinno odejść, i biskupów, i kardynałów? Może powinno odejść też wielu wiernych?

Nie po to, by ci co pozostaną byli czyści, nieskazitelni i święci, bo tak nigdy nie będzie, ale by zostali ci uczciwi, którzy Boga szukają szczerym sercem.

Ręce opadają. To prawda, ale co czynić trzeba, gdy ręce opadają? Nasz Biskup, na wspomnianym spotkaniu, przywołał fragment Biblii, gdzie opadają ręce. To Mojżesz, którzy wznosząc ręce wstawiał się za Izraelem, który bił się z Amalekitami.

I opadały mu ręce, ale znalazł po prawej i lewej stronie ludzi, którzy wzięli te ręce i podtrzymali. (por. Wj 17,8-16)

To jest jedyna droga – niech wszyscy, którym zależy na Bogu i Kościele, szczerze i uczciwie wzniosą ręce do Boga, do źródła wszelkiego dobra i łaski. Niech wznoszą ręce a jednocześnie podtrzymują ręce tych, którzy są obok. Nie można być w tej bitwie samemu, trzeba być razem, we wspólnocie. Kościół to nie miejsce dla samotnych herosów, ale wspólnota. Wspólnota grzeszników, ale grzeszników, którzy będąc razem stanowią siłę. Mają siłę z mocy płynącej z Wysoka.

Święty Paweł naucza: „Zachęcajcie się wzajemnie i budujcie jedni drugich, jak to zresztą czynicie.” (1Tes 5,11)

I mówi dalej o tym jak wspólnota powinna traktować księży: „Prosimy was, bracia, abyście uznawali tych, którzy wśród was pracują, którzy przewodzą wam i w Panu was napominają. Ze względu na ich pracę otaczajcie ich szczególną miłością!” (1Tes 5,12-13a)

Kościół to wspólnota miłości. Jeśli ktoś się bawi wiarą, nie traktuje jej poważnie, uczciwie, niech odejdzie. Czy to ksiądz, czy biskup, czy kardynał, czy wierny z pierwszej, czy ostatniej ławki, czy kruchty, niech się nawróci albo odejdzie.

Nie musisz być idealny, nie musisz być doskonały i święty, ale nie baw się wiarą.

Jezus w Ewangelii przywołuje i potwierdza głos proroka Izajasza: „Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi.” (Mt 15,8-9) Taka zabawa religią.

Mojżesz mówił: „Teraz, Izraelu, słuchaj praw i nakazów, które uczę was wypełniać (…). Nic nie dodacie do tego, co ja wam nakazuję, i nic z tego nie odejmiecie, zachowując nakazy Pana, Boga waszego, które na was nakładam. (…) Strzeżcie ich i wypełniajcie je, bo one są waszą mądrością i umiejętnością. (Pwt 4,1a.2.6a)

Apostoł Jakub woła: „Wprowadzajcie zaś słowo w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie.” (Jk 1,22)

Co z tego mamy? Co z tego zostało? Czym żyjemy? Bawimy się wiarą czy przeżywamy ją poważnie?

Pod koniec października (27 X) nasza parafia przeżywać będzie wizytację Księdza Biskupa. Nie chcę, by to był czas malowania trawy na zielono, trenowania dzieci, by się nie pomyliły w wierszykach i usilnej troski, by „wypaść” jak najlepiej.

Nie chodzi o to, by wypaść, ale o to, by zmierzyć się z prawdą o naszej parafii. Określić jasno, czy my się rozwijamy, czy się zwijamy? Żyjemy jeszcze, czy już umarliśmy?

Zapraszam tym samym do głębokiego namysłu nad sobą samym, nad naszym społeczeństwem, nad parafią, nad grupami, w których jesteśmy, nad problemami, przed którymi stajemy.

Zapraszam do namysłu, który oświecony będzie światłem Ducha Świętego. W Apokalipsie jak refren wraca wołanie: „Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów.” (Ap 2,29)

Usłyszmy, co mówi Bóg o swojej Winnicy.

Czy słyszymy jego słowa? „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was.

Wytrwajcie we Mnie, a Ja /będę trwał/ w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie – o ile nie trwa w winnym krzewie – tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie.

Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić.

Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni.” (J 15,1-7)

Nigdy nie przyniesiemy owocu sami z siebie.

A jeśli, to będą to „cierpkie jagody” (por. Iz 5,2).

„Prosimy was, bracia, upominajcie niekarnych, pocieszajcie małodusznych, przygarniajcie słabych, a dla wszystkich bądźcie cierpliwi! Uważajcie, aby nikt nie odpłacał złem za złe, zawsze usiłujcie czynić dobrze sobie nawzajem i wobec wszystkich! Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie!” (1Tes 5,14-17)