O dojeniu cudzych krów

Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki, Maryi , Lb 6,22-27; Ps 67,2-3.5.8; Ga 4,4-7; Hbr 1,1-2; Łk 2,16-21; Winnica 1 stycznia 2018.

Za dwadzieścia pięć lat, jeśli dożyję, będę siedemdziesięciosiedmioletnim proboszczem, mój wikary będzie miał lat sześćdziesiąt osiem i we dwóch „obsługiwać” będziemy cztery parafie i pięć kościołów – oprócz Winnicy także Pokrzywnicę, Błędostowo i Strzegocin z Gąsiorowem.

Dlaczego? W tym roku do płockiego seminarium zadeklarowało swoje przyjście tylko czterech kandydatów. Ostatecznie zgłosiło się trzech. Jeden już sobie poszedł. Przed pozostałymi dwoma klerykami pięć i pół roku nauki. Ilu zostanie?

W latach osiemdziesiątych liczba kleryków dochodziła do dwustu. Dzisiaj to trzydziestka. Klerycy z lat osiemdziesiątych to dzisiaj pokolenie 50+. Jeszcze w pełni sił, ale za ćwierć wieku to będą dziadki. Dziadki bez następców.

Już dzisiaj trzeba myśleć o nowym modelu zarządzania parafią, gdzie to zarządzanie biorą na siebie świeccy. Nie tylko dlatego, że zacznie brakować księży, ale także z racji teologicznych. Już w Dziejach Apostolskich mamy opisany kryzys w kościele spowodowany konfliktem na tle działalności charytatywnej. Wtedy apostołowie postanowili wybrać diakonów, by ci zajęli się administracją a oni sami zajmą się głoszeniem słowa i modlitwą. (por. Dz 6,1-6)

A czym dzisiaj zajmują się proboszczowie?

Kiedyś na szkoleniu katechetów, dla rozluźnienia, zapytałem ich, jak się im wydaje, o czym rozmawiają proboszczowie jak się spotkają?

Wrogowie Kościoła zapewne myślą, że o samochodach i wczasach w ciepłych krajach. Bliscy Kościołowi sądzą, że rozmawiają o najnowszej encyklice papieskiej i najlepszych sposobach ewangelizacji.

Prawda jest taka – jak się spotkają proboszczowie to rozmawiają o śmieciach na cmentarzu.

Powiedziałem to katechetom, ci się uśmiechnęli. To jednak nie koniec historii. Po zakończeniu szkolenia, po obiedzie, z księdzem który je organizował poszliśmy na kawę. Na tę kawę wziął on też swojego kolegę – proboszcza, który akurat pojawił się w kurii. Gdy ksiądz robił kawę, myśmy usiedli i pierwsze zdanie tego proboszcza brzmiało tak: „Zakład Komunalny proponuje mi 350 zł za tonę śmieci, czy to dużo, czy mało?”

Mam pytanie: Chcesz, by twój proboszcz znał się na śmieciach czy na Słowie Bożym? Prowadził cię do Boga, czy kupował ropę do ogrzewania kościoła?

Zapowiadałem, że dzisiejsze kazanie będzie o pieniądzach, a konkretnie o tacy, a dokładnie o tym, że chcę ją oddać we władanie świeckim. Dotyczy to zarówno zbierania tacy, jak i przede wszystkim jej liczenia. Chciałbym też, po wyborze nowej rady gospodarczej, włączyć ją bardziej w wydawanie.

Zanim dojdziemy do tacy, proszę pozwolić na refleksję bardziej osobistą o bogactwie i pieniądzach, opartą na dzisiejszych czytaniach.

Zacznę od tego, że znalazłem skarb. Znalazłem skarb, ogromny, cenny skarb. Tak jak pasterze, którzy „pośpiesznie udali się do Betlejem i znaleźli Maryję, Józefa oraz leżące w żłobie Niemowlę.” Oni znaleźli w Betlejem skarb. Ten sam zresztą, który ja znalazłem.

Dlatego czuję się bogaty. Czytam „nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem.” Czytam i wierzę w to. Jestem dziedzicem Boga. I jako dziedzic mam to co ma mój ojciec. A mój Ojciec ma wszystko. Naprawdę jestem przebogaty.

Czuję nad sobą Boże błogosławieństwo. Doświadczam go. W wielu wymiarach, także tym materialnym. Mam wszystko czego mi trzeba. Mam, bo dzięki Bogu nie zaprzątam sobie głowy tworząc i realizując kosztowne marzenia.

Mam dziesięcioletni samochód i mam pokój w sercu. Przyjdzie czas, jeszcze nie nadszedł, kiedy kupię nowy, młodszy, ale nie myślę o tym. Rozleci się? To się rozleci. Ktoś go stuknie, to będzie stukniety.

Ktoś inny może mieć jakąś nówkę samochód za 100 tys., ale marzy już o jeszcze lepszym, za 200, za 300! I żyły wypruwa, by zarobić, albo wchodzi w jakieś przekręty, by ukraść, albo wykorzystuje kogoś, by wreszcie mieć. A jak ma to znowu od razu marzy o następnym.

I kto ma lepiej? Kto ma większy pokój w sercu?

Inni myślą o swojej emeryturze. Odkładają, przeliczają, kalkulują. Często wchodząc w coraz większy lęk przed przyszłością.

Mi co roku ZUS przypomina, że moja emerytura będzie minimalna.

Nie boję się. Jestem w Bożych rękach, modlę się o dobrą śmierć i wiem, że Bóg mnie nie zostawi. Nie będzie to miało pewnie postaci kruka, który codziennie przynosić będzie porcję chleba, raczej da mi Bóg siły do pracy a jak sił zabraknie, to zawoła do siebie.

Zdradzę wam tajemnicę… Nie będę siedemdziesięciosiedmioletnim proboszczem. Mam taką myśl, że żyć i pracować będę jeszcze 21 lat. Potem umrę – mając 73 lata. Jeśli to się spełni – znaczy, że myśl była od Boga. Jeśli nie, to znaczy, że sobie coś ubzdurałem. Musimy trochę poczekać, by się o tym przekonać.

Na pewno jednak, nie ubzdurałem sobie, że jestem w Jego rękach. Tego jestem pewny.

Jako wielki dar od Boga, traktuję swoją wolność wobec pieniędzy. Nie jestem do nich przywiązany. Nie trzęsą się mi do nich ręce. Umiem je dawać. I sprawia mi to wielką radość. Naprawdę więcej szczęścia jest w dawania aniżeli w braniu.

W czerwcu 2016 roku założyłem Fundację Nasza Winnica. Prowadzimy działalność gospodarczą wydając i sprzedając książki. Mamy niezłe zyski. Przeznaczamy je na dobre cele. Kiedyś opowiem o tym więcej. Nie biorę z tego ani jednej złotówki. Wątpiących mogę zaprowadzić do księgowego – jest prowadzona pełna księgowość.

Dzięki temu realizuję dwa cele. Po pierwsze mam pieniądze do rozdawania. Po drugie cieszę się myślą, że rozdaję więcej lokalnej społeczności niż lokalna społeczność łoży na moje utrzymanie. Daje mi to piękne poczucie wolności.

Tej wolności wszystkim życzę, bo to piękny dar.

Od kiedy jednak Fenicjanie wymyślili pieniądz, to bez pieniędzy nie da się żyć. Potrzebujemy ich na osobiste wydatki. Potrzebuje ich także parafia.

Chyba jednak nawet do najbardziej opornych i konsekwentnie omijających kościół dociera prawda, że w tej parafii z racji posług religijnych nigdy nie żądamy pieniędzy a prosimy o ofiarę, która może być większa, mniejsza lub może jej nie być wcale. Dociera, że przy kolędzie nie bierzemy żadnych ofiar.

Nie oznacza to, że pieniądze są mało ważne. Nie oznacza też tego, że dajecie ofiary „co łaska”. Bardzo nie lubię tego określenia „co łaska”, bo jest ono kłamliwe, nieprawdziwe.

Dla wierzącego dawanie ofiary na kościół nie jest żadną łaską, żadnym kaprysem, ale obowiązkiem, powinnością.

Jednak to każdy sam, w swoim sumieniu, powinien rozstrzygać jak powinien swój kościół utrzymywać. Jaką złożyć ofiarę, w jakiej wysokości czy formie. Jeden da pieniądze, inny ręce do pracy, jeszcze inny ofiaruje swoją modlitwę.

Powtarzam i uczę, że tylko ten ma prawo złożyć ofiarę, kto spełnia trzy warunki: ma co złożyć, chce to złożyć i cieszy się z tego powodu.

W Kościele nikt nikomu nie będzie wyrywać żadnych pieniędzy. Nie chciejmy pieniędzy od tych, którzy nie są związani z Kościołem.

Potrzeba coraz więcej świadomości, że parafia to wspólnota, to rodzina, że to jest NASZA Winnica.

Na kolędzie, tłumacząc te zasady, podaję czasem przykład babci, która daje prezent wnukowi. Pozbywa się czegoś, ale przecież przede wszystkim cieszy się z tego, sprawia jej to radość. Traktujmy parafię jak kochanego wnuka.

I przejdźmy do tacy. Najpierw chcę uspokoić – nikomu niczego nie będę kazał robić. Nikomu nie włożę koszyka do ręki. Odprężmy się.

Na początek trochę humoru. Pewien ktoś, na wieść o nowym modelu tacy, w rozmowie ze mną powiedział, że gotów jest zbierać tacę, jeśli ja wydoję jego krowy.

To jest bardzo logiczne myślenie, ale jest pewien błąd w założeniu.

Ten błąd polega na myśleniu, że krowy są jego a parafia jest moja. Pięćdziesiąt procent racji. Krowy są rzeczywiście jego, ale parafia nie jest moja. Parafia jest nasza. To wspólne dobro. Jak krowy będą wspólne… będę je doił.

Wyjaśnijmy to dokładniej. Pan Stefan Winnicki ma sklep. To jest jego sklep. Wielu z nas korzysta z tego sklepu. Bywamy tam, kupujemy co jest nam potrzebne, ale to nie jest nasz sklep. Chcemy być tylko dobrze obsłużeni, pan Stefan się o to troszczy, bo jest to jego interes, jego firma. Korzystamy, płacimy i wychodzimy.

I to jest normalne i naturalne. Błędem jednak będzie, gdy tak samo spojrzymy na naszą parafię. Oto proboszcz ma kościół i świadczy usługi. Oczywiście takie bardziej duchowe – pogrzeb, ślub, Msza święta. Parafianie płacą i chcą być dobrze obsłużeni. Proboszcz zatrudnia obsługę i troszczy się, by parafia prosperowała, by klienci byli zadowoleni i wracali jak najczęściej, bo od powracających klientów zależy sukces każdej firmy.

No nie, nie możemy tak patrzeć na parafię. To nie jest przedsiębiorstwo. To nie jest własność proboszcza. My nie załatwiamy tu spraw.

Parafia to przede wszystkim wspólnota, rodzina, wspólna za wszystko odpowiedzialność. Jak się Panu Stefanowi zawali dach na Topazie, to jemu się zawali. Będziemy mu wspólczuć, jak trzeba będzie to pomożemy, ale to zawsze będzie jego dach.

Gdy zawali się dach na kościele, to nam się zawali, nam wszystkim, bo to nasz dach, nasz kościół, nasza parafia, nasza Winnica i… nasza taca.

Skoro nasza taca, to dlaczego ma zbierać ją proboszcz? Przecież nie zbiera jej dla siebie?

Tu nie chodzi jednak o względy praktyczne czy wygodę, ale zrozumienie w pewnym znaku, że to wszystko jest nasze, a my wszyscy jesteśmy za to odpowiedzialni. To jest nasz dom.

Chodzi także o transparentność, czyli przejrzystość i czytelność finansów. Każda firma, każda instytucja, każde stowarzyszenie, fundacja, prowadzi swoją rachunkowość. Są bilanse i sprawozdania. Wszystko można sprawdzić.

Tak samo powinno być w Kościele. Dawniej musiała być konspiracja, ale teraz potrzeba jawności. To będzie bardzo korzystne. Zniknie myślenie, że to kasa proboszcza. Dalej, nikt normalny nie oskarży, że ktoś kradnie, wszystko będzie na oczach wszystkich. Najważniejsze zaś jest to, byście tę tacę zobaczyli. Tak zwyczajnie, konkretnie. Okaże się, że nie są to żadne wory pieniędzy.

Policzyłem szacunkowo ile pieniędzy płynie przez parafię – 50 pogrzebów, 45 chrztów, 20 ślubów, tace, kolęda, wypominki, intencje mszalne. Wyszło około 350 tys. rocznie. Czy to dużo? To około 29 tys. miesięcznie. Kosmiczna suma? Dla jednej osoby, dla jednej rodziny pewnie tak. Jednak nie dla instytucji, która zarządza kościołem, cmentarzem, trzema budynkami. Zatrudnia na umowę o pracę a nie na czarno kościelnego i organistkę. Miesięczny ZUS pracowników kościelnych to jedna taca.

W Biblii często padają konkretne sumy – trzydzieści srebrników, pięć talentów, dziesięć min, dziesięć drachm, jeden denar.

Pozwólcie zatem, że i w tym kazaniu będzie kilka liczb. Mam nadzieję, że szokujących.

Polacy wydają rocznie na alkohol 48 mld złotych rocznie. Daje to 1230 złotych na jednego mieszkańca. Te dane oznaczają to, że mieszkańcy naszej parafii wydają rocznie na alkohol 4,5 mln złotych. [źródło: https://goo.gl/d7VhyG ]

Żebrzemy po ministerstwach o pieniądze na remont wieży, bo nas nie stać wyłożyć pół miliona. Pół miliona to półtora miesiąca abstynencji. Nie wkład własny do projektu, ale całość remontu.

Według GUS-u przeciętny Polak kupuje rocznie 86 paczek papierosów. Oznacza to, że mieszkańcy naszej parafii wydają na papierosy rocznie 3,8 mln złotych. [źródło: https://goo.gl/MJ5a5L]

Mówię to nie po to, by czegokolwiek od kogokolwiek chcieć.

Ja nie chcę niczego od nikogo, bo mam wszystko. Mam Boga, który przebacza mi grzechy i daje łaskę – rozum i ręce do pracy. Święty Paweł robił namioty i z tego miał pieniądze. Ja piszę książki i umiem je sprzedawać.

Mam wszystko i niczego mi nie potrzeba. Trumnę zrobię sobie z płyty OSB. Za nagrobek, przypomnę to, będzie robił kamień przywieziony z Bielan, względnie p. Gostkiewicz z Mieszk Kulig ma na podwórku bardzo pasowny, płaski. Obiecał, że odstąpi. Pochowacie mnie pod parkanem, nikomu nie zabiorę miejsca.

Powiem wam jeszcze co mam w sercu. Ogromną miłość do was. Mówię o całej parafii. Tych dobrych i tych złych, bo jednacy jesteśmy wszyscy – i dobrzy, i źli.

Mam miłość do was a jeśli nie wierzysz to pomyśl jaka inna racja mogłaby stać za tym, że tu jestem?

Pieniądze? Nie żartujcie! Szacunek? Pewnie u niektórych tak, na pewno nie u wszystkich. Wygoda? Dziękuję Bogu, że mam ciepło i mam co zjeść, ale bycie do dyspozycji i praca 7 dni w tygodniu przez kilkanaście czasem godzin dziennie nie jest wygodą.

Jedyną racją, która to wszystko tłumaczy jest to, że zależy mi na was. Na waszym życiu i zbawieniu.

Dobrze, że to kazanie jest 1 stycznia. W kościele połowa zwykłej liczby wiernych. Oznacza to, że przyszli najwierniejsi, najbardziej związani z Kościołem. Przez to, myślę, łatwiej zrozumiecie o co mi chodzi.

Potrzebuję waszej pomocy. Bez was można sobie tylko strzelić w łeb. To czego powinniśmy się spodziewać, to dużej krytyki: „kompletnie zgłupiał”, „co on wyrabia”, „dobrze jest jak jest”, „po co zmieniać?”, „głupota”, „nawet tacy mu się nie chce zbierać”.

To co mówię nie trafi do wszystkich. Wielu, jak zawsze, usłyszy z kazania to, co chce usłyszeć. Bardzo wielu w ogóle go nie usłyszy i nie przeczyta w Internecie, ale będzie miało wyrobioną i jedynie słuszną opinię na temat kazania.

Wielu też zrozumie i sercem będzie nawet za mną, ale nie odważy się nawet pisnąć i ruszyć palcem. Tak już w świecie jest.

Tym bardziej proszę was pomoc. Bądźcie ze mną i zaufajcie, że to co robię przyniesie dobro nam wszystkim.

Chcę was teraz prosić o gest. O podniesienie ręki. Będzie to znaczyło, że rozumiesz mnie, jesteś przy mnie i pomożesz mi.

Czy rozumiesz mnie? Czy jesteś przy mnie? Czy mi pomożesz?

Komentarz przed zbieraniem tacy

W naszym kościele od bardzo dawna jest praktykowana procesja z darami. Taca zbierana w czasie Mszy Świętej to bardzo konkretny dar. Dlatego zebrana taca będzie elementem procesji z darami.

Po wyznaniu wiary i modlitwie wiernych wszyscy usiądziemy. Poproszę wtedy sześć osób o podejście do koszyków. Gdy wezmą koszyki każdy pójdzie po swojej „trasie” na koniec kościoła. Dwie osoby pójdą środkiem przy ławkach. Dwie osoby pójdą boczną nawą przy ławkach. Dwie osoby pójdą boczną nawą przy ścianie.

Zbierając tacę nie musimy nic mówić i nie musimy głaskać dzieci.

Gdy zbierający tacę dojdą do końca kościoła, pod chór, niech przejdą do stolika z darami. Tam niech się ustawią w trzech parach. Osoby niosące dary – chleb i wino będą tworzyć czwartą parę – zawsze na końcu.

Gdy wszyscy zbierający tacę i niosący dary będą na miejcu ruszy procesja do ołtarza. Na tę chwilę wszyscy wstaniemy.

Tacę odbierze ksiądz i postawi przed ołtarzem.

Po Mszy Świętej pierwsza para niech podejdzie do ołtarza, weźmie koszyki i pójdzie do zakrystii. Po drodze niech zaproszą trzecią osobę – najlepiej przypadkową. Każdy w kościele ma też prawo samemu zgłosić się do liczenia tacy.

W zakrystii będzie liczarka do bilonu. Trzeba policzyć banknoty i bilon. I wypełnić protokół. I podpisać. Wszystko to może potrwać dwie minuty.

Przekazują następnie protokół i pieniądze księdzu.

Za tydzień w ogłoszeniach podamy zebraną sumę z całej niedzieli.