Nie mam męża

III Niedziela Wielkiego Postu, A, Wj 17,3-7; Ps 95,1-2.6-9; Rz 5,1-2.5-8; J 4,42.15; J 4,5-42; Winnica 23 marca 2014 roku.

Wielu ludzi nie chodzi do kościoła wcale, wielu zagląda do niego okazjonalnie.

Powód nieobecności może być różny. Może to być niewiara, może to być choroba, może to być lenistwo.

A czy miłość Boga może być powodem tego, że nie idzie się do kościoła? Choć to może zaskakujące, ale może tak być, jeśli do miłości Boga dołączymy poplątane życie.

Przed kilku laty rozmawiałem z kobietą, która składała świadectwo swojej wiary. Mówiła o swojej modlitwie, o tym jak każdego dnia sięga po Biblię. Mówiła też o tym, że nie chodzi do kościoła, bo jej serce nie może wytrzymać tęsknoty za Bogiem, którego nie może przyjąć w Komunii Świętej. Poplątało się jej życie, związała się z mężczyzną, z którym nie mogła zawrzeć sakramentalnego związku małżeńskiego.

Kocha Boga i cierpi.

Sprzeciwiam się zasadniczo i stanowczo związkom niesakramentalnym. To chyba jasne. Czy chcecie jednak wiedzieć dlaczego?

Odsuńmy na chwilę naukę Kościoła, kanony i paragrafy, prawo i przepisy.

Jestem przeciwny związkom niesakramentalnym, bo widzę ile cierpienia to niesie. Nie chcę, by ludzie cierpieli, dlatego wołam – nie plączcie sobie życia.

Tak – ludzie żyjący w związkach niesakramentalnych potrafią być dobrzy, uczynni, życzliwi.

Tak – bywa, że wspaniale wychowują swoje dzieci.

Tak – mogą dawać świadectwo wielkiej wiary.

To wszystko prawda, choć dodajmy dla sprawiedliwości, że bywa i odwrotnie – życie w takim związku potrafi zatwardzić i znieczulić sumienie, oddalić od Boga, rozmiękczyć inne zasady moralne.

Jednak związek bez Boga zawsze będzie rodził cierpienie. A ja nie chcę by ludzie cierpieli.

Cierpienie w takim związku może być podwójne. Pierwsze to niemożliwość przeżywania pełnej relacji z Bogiem. Można kochać Boga, ale jednocześnie jest się tego Boga jakoś pozbawionym, choćby w ten sposób, że nie można przystępować do Komunii Świętej.

Ktoś może jednak podać przykłady par, których to specjalnie nie wzrusza. Żyją bez ślubu, nie przyjmują Komunii Świętej i specjalnie się z tego powodu nie zamartwiają. To prawda, tylko co taka osoba tak naprawdę robi w kościele, gdy TEN, który jest istotą wiary, staje się błahostką a pozbawienie możliwości jego przyjmowania nie jest uznawane za żadną stratę. Czy to jest jeszcze wiara?

Gdy tracisz Boga, tracisz wszystko.

Jest jeszcze drugi wymiar cierpienia. Płynie on z prawdy, która wynika z faktu życia bez ślubu. I to jest dzisiejsza ewangelia. Jezus mówi do Samarytanki: „Zawołaj swego męża.” (J 4,16b) Ta odpowiada: „Nie mam męża. (J 4,16a) I mówi prawdę – potwierdza to sam Jezus: „Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. (…) ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą.” (J 4,17b.18b)

Na tym polega cierpienie – nie mieć męża, gdy bardzo pragnie się mieć męża, a ten którego się ma, mężem nie jest.

Na tym polega cierpienie – nie mieć żony, gdy bardzo pragnie się mieć żonę, a ta którą się ma, żoną nie jest.

Wiem, że te słowa mogą być bolesne, że mogą wywołać sprzeciw lub złość. Gdyby to były moje słowa – to moglibyście się nimi nie przejmować, ale to powiedział Jezus: „Ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem.” (J 4,18b)

Czasami w czasie kolędy wynikają dyskusje z osobami, które żyją bez ślubu. Często kończę je przesłaniem do kobiety i mężczyzny, które wynika z dzisiejszej ewangelii – dialogu Jezusa i Samarytanki. Mówię do mężczyzny tak: „Proszę pana, wielkim szczęściem mężczyzny jest żona. Życzę panu z całego serca tego szczęścia, bo pan tej żony nie ma.”

I do kobiety podobnie: „Proszę pani, wielkim szczęściem prawie każdej kobiety jest mąż. Życzę pani szczerze tego szczęścia, bo pani, w tej chwili, tego męża nie ma.”

Nie plączmy sobie życia. Nie przysparzajmy sobie cierpień.

Szanujmy, doceńmy i strzeżmy tego, co nazywamy sakramentalnym związkiem małżeńskim.

Psuje ci się coś w małżeństwie? Ratuj je, bo stracisz coś co jest niezwykle cenne.

Nosisz na palcu obrączkę a patrzysz na inną czy innego? Zamknij te oczy. I w tył zwrot.

Nie nosisz obrączki, jesteś wolny, ale zapatrzyłeś się na kobietę z obrączką, to też zamknij oczy. Ona nie jest dla ciebie. On nie jest dla ciebie. Bóg mówi nie cudzołóż. I mówi też nie kradnij. Nie kradnij mężowi żony czy żonie męża. Nie kradnij dzieciom ojca czy matki.

Żyjecie bez związku? Nie, nie powiem wam, byście brali ślub. Boga się zapytajcie czy macie być ze sobą. Jeśli tak – to weźcie ślub. Jeśli nie – rozejdźcie się – tak będzie dla was lepiej.

Żyjecie bez związku i są przeszkody do zawarcia małżeństwa? Macie też dzieci? Podejmijcie decyzję, by żyć jak brat z siostrą. Nie jest to łatwe, ale możliwe. Nie możesz mieć męża to miej brata, ale nie żyj w cudzołóstwie.

Bywa tak, że ustały przeszkody. Stańcie jak najszybciej przed Bogiem i nałóżcie sobie poświęcone obrączki. Można to zrobić dyskretnie, bez zapowiedzi i szumnych uroczystości. To co najważniejsze dzieje się przecież przed Bogiem.

Pozwólcie, że zwrócę się teraz szczególnie do tych, którzy żyją w takich czy innych związkach bez Bożego błogosławieństwa. To cząstka naszej parafii, za którą także jestem odpowiedzialny. Niezależnie czy są w kościele, czy ich nie ma.

Chcę powiedzieć, że nie jestem od was lepszy. Mam świadomość swoich grzechów, którymi ranię Boga.

Chcę wam powiedzieć, że Jezus przekracza wszelkie granice. Scena z Samarytanką jest tego najlepszym przykładem. Nie wypadało w tamtych czasach, by mężczyzna w publicznym miejscu rozmawiał z kobietą. Jezus przekroczył tę granice obyczajowe i rozmawiał.

Żydowi wypadało nienawidzić Samarytan a Jezus rozmawia mimo to z samarytańską kobietą.

Kolejną barierą jest różna religia, ale Jezus przekracza i tę granicę. Przekracza też granicę czy raczej przepaść moralności – święty Bóg i grzeszna kobieta.

Przekracza wszelkie granice, by rozmawiać z Samarytanką. Dlaczego to robi? Bo ją ukochał. Taką jaka była, z jej całym poplątanym życiem.

Was też Jezus ukochał i idąc do was potrafi przekroczyć wszelkie granice. Dla niego granic nie ma, byle dotrzeć do człowieka. Z całym poplątanym życiem tego człowieka. Nigdy nie przestajecie być w Bożym sercu.

Pozwólcie, że zwrócę się teraz do wszystkich a szczególnie do rodziców. To, że zapanowała plaga rozwodów, to, że ludzie coraz częściej plączą sobie życie, to, że unikają wszelkich związków jest wynikiem, między innymi, naszego przyzwolenia.

Nasze przyzwolenie jest naszym współudziałem. „Lepiej, że tak żyją, niż później mieliby się rozwieść”. „Najważniejsze, że się kochają.” „Niech się sprawdzą.” „Niech się nie spieszą”. To wszystko rozmiękcza społeczeństwo, to wszystko podkopuje małżeństwo i rodzinę.

Nie rób tego. Nasze przyzwolenie jest naszym współudziałem.

Szanuj każdego człowieka. Kochaj swoje dzieci nawet jak im się plącze w ich życiu, ale nie nazywaj czarnego białym a białego czarnym.

Szanuj, doceń i uznaj za nienaruszalną świętość sakramentalny związek małżeński, małżeństwo i rodzinę. Szanuj i broń.

***

I jeszcze jedno. Przypuszczam, że to kazanie niejednego zaboli. Może być też komentowane i dyskutowane. To dobrze. Z każdym kazaniem powinniśmy to robić.

Pamiętajmy jednak, że w tym kazaniu wszystko jest ważne, każdy akapit a nawet bardzo wiele kropek i przecinków.

Kazanie jest wywieszone w kruchcie kościoła. Jest na stronie w Internecie. Proszę nie przypisywać mi rzeczy, których nie powiedziałem i pomijać to, co powiedziałem, proszę nie przestawiać przecinków i nie przeinaczać sensu – bo to jest przewrotność, bardzo paskudna rzecz.