Dobro wspólne

Ks. Zbigniew Paweł Maciejewski

XXXIII niedziela zwykła, C, Ml 3,19-20a; Ps 98,5-9; 2 Tes 3,7-12; Łk 21,28; Łk 21,5-19; Winnica 13 listopada 2016 roku.

Na kogo głosowałeś w ostatnich wyborach? Na Trumpa, czy na Clinton? Oczywiście nie głosowałeś, ale być może żywo kibicowałeś, śledziłeś wydarzenia. I oczywiście, że nie chcę znać twoich wyborów i decyzji.

Niemniej jednak w kontekście wyborów najpotężniejszego polityka świata, od decyzji którego mogą zależeć losy świata i Polski. I w kontekście kolejnej rocznicy odzyskania niepodległości przez nasz kraj, warto zapytać co kieruje ludźmi, gdy oddają swój głos w wyborach, i co kieruje ludźmi, którzy proszą o głos innych, startując w wyścigu na takie czy inne urzędy.

Szczęśliwie jesteśmy w sytuacji, gdzie nie mamy żadnych naszych wyborów. Te co były minęły, kolejne są dość odległe. Łatwiej więc będzie przyjąć, że to kazanie nie jest żadną agitacją, ale nauczaniem zasad, które obowiązują wszystkich, w każdej sytuacji i w każdym czasie.

To są ważne sprawy. Jerozolima w czasach Jezusa, mimo, że pod rzymską okupacją, ale się rozwijała. Podziwiano piękną świątynię, szczycono się nią.

I w ten samozachwyt wchodzi bezpardonowo Jezus a jego słowa są jak kij w szprychach roweru: „Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony.” (Łk 21,6)

Faktycznie, minęło trzydzieści lat i ze wspaniałej świątyni pozostała ściana płaczu.

A gdyby tak powiedziano o Polsce? Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie w Polsce, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony. Jaką mamy gwarancję i pewność, że za trzydzieści lat w ogóle będzie Polska? Polska sprawiedliwa, bogata i budząca szacunek?

A może też nam zostanie tylko ściana płaczu? Może tylko to zostanie przyszłym pokoleniom?

Do czego przyłożymy rękę? Do budowania czy rujnowania?

Są to zatem ważne pytania i kwestie. I trzeba na nie odpowiedzieć w duchu Ewangelii. Kościół musi stać na straży wartości. Gdy milczy to zdradza Chrystusa i Ewangelię.

Wiemy kim był dla Kościoła Sługa Boży kardynał Stefan Wyszyński. W terrorze stalinowskim władze w Polsce chciały przeforsować prawo (a raczej bezprawie), że to władza państwowa będzie decydować o obsadzie proboszczów. Mówiąc dosadniej to Urząd Bezpieczeństwa decydowałby kto w Winnicy, i w każdej innej parafii, będzie proboszczem.

Wtedy, w czerwcu 1953 roku, kardynał Wyszyński wygłosił swoje najsłynniejsze chyba kazanie. Powiedział: „Nie wolno [władzy] sięgać do ołtarza, nie wolno stawać między Chrystusem a kapłanem, nie wolno gwałcić sumienia kapłana, nie wolno stawać między biskupem a kapłanem. Uczymy, że należy oddać, co jest Cezara Cezarowi, a co Bożego Bogu. Ale gdy Cezar siada na ołtarzu, to mówimy krótko: nie wolno!”.

Wkrótce potem prymas zapłacił za swoje „non possumus” swoim trzyletnim uwięzieniem.

Było to polityczne kazanie? Jak najbardziej. Gdyby jednak prymas milczał wtedy. Gdyby zgodził się na ustępstwa, to stałby się zdrajcą. Prymas bronił wartości!

Jeśli twój ksiądz milczy tchórzliwie, gdy powinien wołać. Jeśli podwija ogon i chowa głowę w piasek, to idź i upomnij go. A jeśli to nie pomoże powiedz o tym jego biskupowi.

Kościół nie powinien i nie może uprawiać partyjniactwa – wskazywać jakiejkolwiek partii. I jednocześnie Kościół nie może milczeć o prawdzie, nie może przestać bronić krzywdzonych, nie może zgadzać się na bezprawie. Nawet za cenę krwi i prześladowań.

Chciałbym zatem przypomnieć jedną, najważniejszą zasadę rządzącą polityką. To tylko dwa słowa i chciałbym, byście je zapamiętali.

Ta zasada, te dwa słowa to: „dobro wspólne”.

Każdy ma swoje dobra osobiste – większe i mniejsze – i nie ma w tym nic złego. Można i należy troszczyć się o swoje dobra, pomnażać je, korzystać z nich. Nie ma w tym nic złego.

Jeśli jednak Trump czy Clinton idzie do polityki to powinno im przyświecać jedynie dobro wspólne. Już nie indywidualne, by samemu coś uzyskać, coś mieć, coś załatwić dla siebie czy swojej rodziny, ale troszczyć się o ogół, zrobić coś dobrego dla wszystkich, dla całej Ameryki.

Oczywiście angażując się, zwłaszcza całkowicie, należy się za to godziwe wynagrodzenie, ale myśleć i pracować trzeba dla wszystkich – mieć na uwadze „dobro wspólne”.

Dawno już temu były wybory do europrlamentu. Wielu kandydatów mówiło w kampanii, że idzie do Brukseli z zamiarem, by jak najwięcej profitów uzyskać dla Polski.

Hasło „Polska” brzmi ładnie, ale czy to jest dobro wspólne? W kontekście Europy nie jest to dobro wspólne, jest to dobro cząstkowe – jakiejś części Europy. Europoseł w parlamencie europejskim ma troszczyć się o CAŁĄ Europę. Owszem – reprezentuje Polskę, zna ten kraj, ma też pilnować, by Polsce nie działa się krzywda, ale troszczyć się ma o dobro WSPÓLNE Europy.

I zmniejszmy teraz skalę. W jakim celu kandydat na radnego w gminie startuje w wyborach? Będzie przedstawicielem swoich wiosek, zna ich realia i pilnować będzie, by nie stała się im krzywda, ale naczelną zasadą jego zaangażowania powinno być WSPÓLNE dobro CAŁEJ gminy.

Nie może być przecież tak, że dwie wioski zmówią się przeciw trzeciej (najmniejszej) i demokratycznie ją oskubią.

Może być coś nawet zgodne z prawem, ale będzie niemoralne.

Oczywiście różne mogą być koncepcje i radni na sesji będą dyskutować, spierać się a nawet kłócić. To normalne. Muszą jednak wszyscy mieć na myśli, w sumieniu, dobro wspólne CAŁEJ gminy. Jeśli ktoś zaczyna myśleć partykularnie – żeby tylko naszej wiosce działo się dobrze, żeby tylko nasi na tym skorzystali – wchodzi na drogę zła i grzechu.

Nawet nie chcę rozwijać myśli, że ktoś może startować na radnego, posła czy prezydenta w celu realizacji zupełnie prywatnych planów – urządzę siebie, swoją rodzinę, znajomych i znajomych znajomych, a moja kieszeń będzie otwarta na wyrazy wdzięczności. Taka postawa to błąd, grzech i podłość. Błędem, grzechem i podłością jest też głosować na takich kandydatów jeśli w sumieniu odczytaliśmy ich nieczyste intencje. Nie dla SWOJEGO dobra idziemy do polityki tylko dla dobra WSPÓLNEGO. I nie dla SWOJEGO dobra oddajemy głos tylko dla dobra WSPÓLNEGO.

Doszliśmy więc do oddawania głosu. To też polityka. I tu też rządzi ta sama zasada. Oddaję głos dla dobra wspólnego, nigdy dla dobra własnego.

Wpisałem w Google zdanie: głos za butelkę wódki. I czytam wiadomość z pierwszej pozycji: „- Jeden z mieszkańców […] [Jedliny Zdroju] namówił swojego znajomego aby ten w zamian za alkohol, za butelkę wódki, oddał głos na konkretnego kandydata komitetu wyborczego Wałbrzyskiej Wspólnoty Samorządowej.

Tak też się stało, namówiony obywatel udał się na głosowanie. Twierdził, że rzeczywiście zagłosował na wskazanego mu kandydata.

Następnie mężczyźni udali się do mieszkania jednego z oskarżonych, gdzie przekazali sobie butelkę wódki, którą ostatecznie wspólnie spożyli – mówi Ewa Ścieżyńska, rzecznik prokuratury okręgowej w Świdnicy.” [http://tvwalbrzych.pl/glos-za-butelke-wodki/ dostęp 126.11.2016]

Ten przykład to tragikomedia i prostactwo wielkiego kalibru. Tak naprawdę jednak niczym się to nie różni od kupowania za jakieś przywileje głosów górników, nauczycieli czy emerytów. Istnieje tylko różnica skali i jest inna waluta.

Jeśli wkrada się w nasze myślenie i działanie koncepcja: „Ja poprę ciebie a ty potem poprzesz mnie” to jest to troska o własne dobro a nie WSPÓLNE dobro. I jest to grzech, i tak robić nie wolno.

Żadna gmina, żaden powiat, żadne miasto, żadna spółka, nie jest krową, którą można dla siebie doić i zarzynać.

Gmina, powiat, każde miasto, Polska cała wreszcie jest po to, by się o nią troszczyć, by służyła wszystkim.

Twoje kandydowanie i twój oddany głos tylko temu powinien służyć – dobru wspólnemu.

Pozostają jeszcze ci, którzy w nic się nie zaangażują i na nikogo nigdy nie zagłosują. Nie chcę was potępiać. Gdy przyglądamy się polityce w jej różnych wymiarach może człowieka ogarnąć zniechęcenie i odrzucenie.

Jednak, powiedzmy to otwarcie, będzie to grzech zaniedbania. Nie masz właściwego kandydata? Wystaw siebie. Nie chcesz sam to jednak przyjrzyj się kandydatom i wybierz w swoim sumieniu najlepszego. Znowu wraca nasza zasada – tego, który najlepiej będzie strzegł i pomnażał dobro wspólne. Namawiaj tego, który twoim zdaniem powinien cię reprezentować.

Jesteście na tej ziemi wiele lat. Wy sami moglibyście podawać dziesiątki historii, gdzie ktoś z wielkiej biedy, z trzech hektarów podmokłej łąki i zagonu kartofli doszedł do jakiegoś majątku. Inny dziedziczył po ojcach potężną gospodarkę i w jednym pokoleniu doprowadzał ją do kompletnej ruiny.

Bo ziemia musi mieć gospodarza. Dobrego gospodarza. Ameryka musi mieć gospodarza. I każda gmina musi mieć gospodarza, każdy powiat i każde miasto każde musi mieć gospodarza. I Polska musi mieć gospodarza. Dobrego!

To nie jest obojętne, kto nami rządzi i kogo wybieramy. To niezwykle ważne i istotne. Nie odpuszczajmy tego, bo tak wiele od tego zależy.

I niech do nas jeszcze przemówi święty papież Jan Paweł II: „Jest oczywiste, że troska o dobro wspólne winna być realizowana przez wszystkich obywateli i winna przejawiać się we wszystkich sektorach życia społecznego. W szczególny jednak sposób ta troska o dobro wspólne jest wymagana w dziedzinie polityki. Mam tu na myśli tych, którzy oddają się całkowicie działalności politycznej, jak i poszczególnych obywateli. Wykonywanie władzy politycznej czy to we wspólnocie, czy to w instytucjach reprezentujących państwo powinno być ofiarną służbą człowiekowi i społeczeństwu, nie zaś szukaniem własnych czy grupowych korzyści z pominięciem dobra wspólnego całego narodu.” Fragment przemówienia Jana Pawła II w Sejmie RP, 11 VI 1999

Czego szukamy w polityce? „Ofiarnej służby człowiekowi i społeczeństwu, nie zaś szukania własnych czy grupowych korzyści”.

Dobro wspólne, dobro wspólne, dobro WSPÓLNE! Amen.