Bez Boga nic

V Niedziela Wielkanocna, B; Dz 9,26-31; Ps 22,26-28.30-32; 1 J 3,18-24; J 15,4.5b; J 15,1-8; Winnica 03 maja 2015 roku.

Za tydzień misje…

Tyle bym chciał powiedzieć.

Bóg ma taki ogrom łaski dla każdego. Przygotował takie rzeczy, że ich nawet pojąć nie możemy. Jest bogaty w miłosierdzie, hojny w przebaczaniu.

Bóg jest Bogiem cudów. I cudów możemy doświadczyć w tych dniach misji. I pewien jestem, że je zobaczymy.

Bóg jest. Jest wielki, choć jednocześnie ograniczony. Ta ograniczoność jest jednocześnie inną postacią jego wielkości. Chodzi tu o to, że Bóg sam siebie ograniczył wobec wolności człowieka.

Człowiek może Bogu powiedzieć „nie”.

Bóg stoi na progu serca każdego człowieka i puka chcąc wejść do środka.

Jedni nie słyszą w ogóle tego pukania.

Inni słyszą, ale nie otwierają swojego serca.

Jeszcze inni, słysząc to pukanie Boga, otwierają swoje serce.

Bóg ogranicza samego siebie. Stoi na progu i czeka, bo to na czym mu zależy to miłość człowieka i prawdziwe oddanie. A nie ma miłości bez wolności.

Dlatego Bogu można powiedzieć „nie”. Dlatego jest się paradoksalnie silniejszym od Boga, którego można wyrzucić ze swojego serca, ze swojego domu, swojej rodziny.

Człowiek jest wolny i Bóg daje mu prawo, by pomarł w grzechach swoich i zatracił swoją duszę.

Bóg nie chce tego, woła o powrót człowieka, wygląda marnotrawnego syna. Gotów jest klękać i myć nogi zdrajcy. Chce jednak miłości i na miłość czeka. A miłość wymaga wolności.

Dlatego w czasie naszych misji jedni nie usłyszą w ogóle tego pukania.

Inni usłyszą, ale w zatwardziałości nie otworzą swojego serca.

Jeszcze inni, gdy usłyszą to pukanie Boga, otworzą swoje serce. „Serce Jezusa, hojne dla wszystkich, którzy Cię wzywają, zmiłuj się nad nami.”

Mówiąc o zapraszaniu Jezusa do swego serca nie sposób nie wspomnieć o spowiedzi.

Misje to na pewno czas głębokich spowiedzi. Jeśli ktoś jednak myśli teraz, że będę wzywał parafię, by wszyscy tłumnie się wyspowiadali w czas misji, to jest w błędzie.

Może lepiej byłoby, gdyby wielu nie poszło do spowiedzi? Czy należysz do nich? Nie wiem – sam osądź.

Powiem tylko jedno – jeśli zamierzasz iść do spowiedzi i dalej pielęgnować swoją nienawiść do teściowej, brata, sąsiada czy kogokolwiek to daruj to sobie i nie chodź do spowiedzi. Nawet jeśli spowiednik czegoś nie dosłyszy czy nie zrozumie i wypowie słowa rozgrzeszenia to przecież twoje grzechy pozostaną w tobie. Pozostaną w tobie, bo je trzymasz.

Bóg weźmie każdy twój grzech i wrzuci w morze jeśli mu ten grzech oddasz. Jeśli jednak przywiązałeś się do tego grzechu, jeśli pielęgnujesz w sobie nienawiść czy cokolwiek innego, jeśli mówisz ciągle: „nie przebaczę”, „nie odpuszczę”, „nie daruję”, to Bóg pozwoli ci zatrzymać swój grzech i umrzesz w grzechach swoich, choćbyś co tydzień się spowiadał.

Dzieje się tak zresztą na nasze życzenie. Skoro mówimy: „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” – to mamy według naszego życzenia.

Dawniej może ludzie spowiadali się rzadziej, ale nikt nie poszedł do spowiedzi jeśli wcześniej nie przyszedł do swoich bliskich, nie przeprosił się ze swoimi bliskimi, nie pocałował ojca i matki w rękę.

To jest ewangelia: „Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj!” (Mt 5,23-24)

A prorok Izajasz przed wiekami wołał w imieniu wzgardzonego Boga: „Gdy przychodzicie, by stanąć przede Mną [w świątyni], kto tego żądał od was, żebyście wydeptywali me dziedzińce? Przestańcie składania czczych ofiar! Obrzydłe Mi jest wznoszenie dymu; święta nowiu, szabaty, zwoływanie świętych zebrań… Nie mogę ścierpieć świąt i uroczystości. Nienawidzę całą duszą waszych świąt nowiu i obchodów; stały Mi się ciężarem; sprzykrzyło Mi się je znosić! Gdy wyciągniecie ręce, odwrócę od was me oczy. Choćbyście nawet mnożyli modlitwy, Ja nie wysłucham. Ręce wasze pełne są krwi. Obmyjcie się, czyści bądźcie! Usuńcie zło uczynków waszych sprzed moich oczu! Przestańcie czynić zło!” (Iz 1,12-16)

Najpierw nawrócenie serca, potem spowiedź. Istotą misji wcale nie jest spowiedź. Istotą jest nawrócenie serca, wzrost wiary. Spowiedź jest owocem. A owoc jest na końcu.

Dlatego w czasie misji, w niedzielę, poniedziałek i wtorek nie będzie spowiedzi, bo mamy dać sobie wszyscy czas, by skruszało nasze serce.

Wielką mądrością tego, kto chce dobrze przeżyć swoje misje, będzie otwarcie się na głoszone Słowo. To Słowo ma moc budzenia wiary.

Słuchajmy tego Słowa uważnie i bierzmy je do serca. Niech cały czas będzie z nami Pismo Święte. Czytajmy je i rozważajmy Ewangelię.

Bierzmy ze sobą Biblie na całodzienne i całonocne adoracje Najświętszego Sakramentu. I nie chodzi tu o to, by przeczytać jak najwięcej. Chodzi o to, by dotknęło to słowo naszego serca.

Tak naprawdę to nawet nie trzeba tej Biblii ze sobą nosić, tylko powtarzać to czego nauczyliśmy się przez trzy lata: „Wezwałem imienia Pana, Panie, ratuj moje życie!” (Ps 116,4) „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.” (J 3,16) I to ostatnie, które akurat dzisiaj czytane jest we wszystkich kościołach: „Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić.” (J 15,5)

Beze Mnie nic. Bez Boga nic. Nic.

Za tydzień misje…

Tyle bym chciał powiedzieć.

Zatrzymajmy się jeszcze przy drugim czytaniu. „Dzieci, nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą!” (1J 3,18)

Czasem może być tak, że słowo może być wielkie i piękne: „Kocham Cie, Jezu, nad życie”. Gdy jednak mamy powiesić na swoim płocie plakat misyjny to wydaje się to niesamowicie trudne, wręcz niemożliwe. Nie słowo nasze a czyn ma znaczenie.

Wiecie, że przy plebanii posadziłem winnicę? Po zimie każdy winny krzew wygląda jak martwy. W lutym przycinałem krzewy, te zaczęły płakać. To bolesne dla krzewu, ale bez ostrza sekatora nie będzie plonów – może być masa zieleni, ale nie będzie owocu.

W tych dniach widać, że winnica żyje. Pojawiają się pąki, puszczają się pędy i liście.

To obietnica, że nasza parafia jest na progu czegoś bardzo pięknego. Znak, że jest w nas życie, które może rozwinąć się, rozkwitnąć, przynieść piękny owoc. Może dlatego, że nie żałowano na ambonie sekatora.

Jesteśmy Winnicą – nie ma piękniejszej i lepszej parafii. O nas jest dzisiejsza Ewangelia:

„Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami.” (J 15,5a)

„Ojciec mój jest tym, który uprawia.” (J 15,1b)

„Latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie.” (J 15,4b)

„Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity.” (J 15,5bc)

„Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni.” (J 15,7)

Za tydzień misje. Przygotujcie się na wielkie rzeczy.

Bez Boga nic. Z Bogiem wszystko.